Zabawa w bach
Dziś miała być zupa z soczewicy, niestety karta w aparacie postanowiła się sformatować, sama! Mam jedynie zdjęcia z końcówki gotowania, które wykonałam po wymianie pełnej karty (tak była zanim popełniła samowolę) na drugą, pustą. Może jutro jakoś je odtworzę, zobaczymy.
Szczęście, że zdjęcia Małej przerzucam na komputer systematycznie i dla bezpieczeństwa zapisuję je jeszcze na dysku wymiennym.
Z braku lepszych tematów będzie więc o zabawie w bach.
Świadoma konsekwencji postanowiłam najdłużej jak to możliwe tajniki tej zabawy ukryć przed moją Córką. Niestety wystarczyło zostawić Leną z ciocią Klaudią na godzinę aby cały misterny plan został zniszczony. I tak oto Lena wtajemniczona w zasady zabawy – ja zrzucam a matka nich podnosi, pasjonuje się nią od tygodnia. Nie muszę chyba dodawać, że jak tylko Mała zrozumiała o co chodzi to zabawa w bach stała się jej ulubionym zajęciem.
Zabawa wymaga pełnego zaangażowania mamy, która koniecznie musi ją komentować i głośno krzyczeć bach w odpowiednim momencie. Bardzo wskazane są również efekty dźwiękowe wywoływane przez upadający przedmiot.
Zabawa ta z pewnością jest dość męcząca dla rodziców, szczególnie, że jak w większości spraw i tu dziecko nie zna umiaru a próba wymigania się od niej kończy się głośnym protestem.
Zabawa w bach nie jest jednak zupełnie pozbawiona sensu. Głównym atutem zajęcia jest ukazanie dziecku jego sprawczości – ja rzucam i wywołuje to skutek , ja rzucam a ktoś odpowiada na to innym działaniem. Cierpliwe podnoszenie rzucanego na ziemię przedmiotu to doskonałe ćwiczenie pozwalające dziecku zrozumieć jego możliwości i odkryć własne „ja” . Zabawa pozwala również poznać prawa fizyki rządzące otaczającym Malucha światem.
Może warto więc poświecić własne plecy i pokazać malcowi jak się bawić w bach. W końcu, prędzej bądź później zabawę odkryje sam.